..........
....błądzę jak dziecko zagubione we mgle w drodze na Antarktydę .... myśli tyle, że mogłabym nimi obdzielić pół miasta i każdy by miał się nad czym zastanawiać .... dzień chmurny i durny bo każde słowo wychodzące spod palców głupsze od poprzedniego .... potrzeba wygadania się silniejsza niż obawa przed krytyką pisanego ......
.... stopa za stopą ....powoli .... w obawie .... i słowa niczym z Alchemika w głowie słyszę ... „aby tam dojść, musisz uważać na znaki” ..... może gdyby nie ta mgła, łatwiej by mi było je dostrzec .... a może przeceniam własną wrażliwość licząc, że zobaczę ......
...... delikatnie w rękach obracam to, czemu największa delikatność się należy .... to, co wyjęłam z najdalszej półki największej szafy ...uśpione oczekiwaniem ..... i nie wiem już sama czy schować z powrotem czy na wyciągniętej dłoni położyć ....
Dodaj komentarz