...
..uchodzę za osobę, którą się lubi ...po prostu ... sama to widzę i wcale nie muszę się leczyć z próżności, stwierdzam tylko fakt ... kiedy idę z daleka widzę uśmiechy na twarzy, słyszę „o jak miło Cię widzieć” „fajnie, że przyszłaś, bez Ciebie to jakoś tak nijak” „z Tobą zawsze jest wesoło” ..... do czego zmierzam? ... taka mnie refleksja dziś naszła przy porannej kawie i jakimś czeskim serialu (tytułu nie pomnę) ... za co lubię ludzi ... i że za sobą samą chyba bym nie przepadała ...
...ludzi lubię właściwie za nic ... wyczuwam ich jak kot czy koń ... już nie pamiętam, które z tych stworzeń bardziej „wyczuwalne” ... ważne jest to jak się przy kimś czuję ... są tacy, którzy po 30 sekundach przebywania w tym samym pomieszczeniu wywołują u mnie jakiś niezrozumiały lęk, wewnętrzny niepokój (jak zwał tak zwał)...
... dlaczego bym nie przepadała za samą sobą? ... bo ja czasem marudna jestem ... i trudna ... i nie wiadomo o co mi właściwie chodzi ... potrafię przez trzy dni powiedzieć 10 słów a potem przez godzinę opowiadać co mi w tych dniach w głowie siedziało ... hurtem ... i ta godzina ze mną gdybym mną nie była, chyba by mnie męczyła ... bo nie lubię takich salw, bo przestaję uważnie usłuchać, bo przestaję słyszeć w ogóle kiedy ktoś dużo i szczegółowo mówi ... długo bym mogła jeszcze wymieniać...
...ale nie do tego jeszcze zmierzałam ...ale do tego, że nie lubimy w ludziach tego, co nas drażni w nas samych .... podobnie jak z matką ... „nigdy nie będę taka” „nigdy nie będę tak postępowała” ...a potem łapiemy się na tym, że robimy dokładnie to samo, za co nie lubiliśmy własnych rodziców ....
...a poza tematem refleksja Agathy Christie: „kto nigdy nie kochał, nigdy nie żył”
Zawsze można popracować nad sobą Martyniu i np. częściej na maila odpisywać ;)
to ze sie lapie na cytowaniu moich rodzicow tez prawda... ALE - sa takie zachowania ktorych nie powielam po nich... :)
Dodaj komentarz