.....................
Opadły mi dziś ręce na polskie sądownictwo. Była sprawa o podniesienie alimentów. Sędzina od wejścia mnie zaatakowała, że nie odbierałam wezwań. Tłumaczyłam, że zmieniałam miejsce zamieszkania i podałam adres rodziców do korespondencji. Pluła się, że skoro jestem zameldowana w innym mieście to tam powinna odbywać się sprawa. Tak mnie tym zbiła z tropu, że jak zapytała ile mam lat to nie potrafiłam odpowiedzieć. Dosłownie, zaczęłam liczyć w myślach i miałam kocioł. Zadała mi kilka pytań, jak wzrosły potrzeby dziecka. To próbuje tłumaczyć, że do LO poszła. A ona: a w gimnazjum to inne potrzeby były? Potem dziękuję i były mąż ma pole do popisu. I pojechał, jak to mu ciężko, ma emeryturę 2900, zarabia dodatkowo 1500 (kłamstwo) i musi biedny kredyty spłacać do których ja się nie przykładam (sam je zaciągał), że daje dziecku kupe kasy do ręki, przelewa na konto na ksiązki, na urodziny jej przesłał. Faktycznie przelał ostatnio jak wniosłam sprawę o alimenty, żeby mieć podkładkę. I sędzia sobie zażyczyła wyciąg z konta córki z ostatnich 3 miesięcy. I tu akurat jestem w czarnej dupie bo faktycznie przelał jakieś pieniądze a że wczesniej olewał dziecko to już mało ważne. Że biedny musiał sobie laptopa kupić bo ja zabrałam dwa! Dwa stare graty, jeden w ogóle nie działał. Że syn mieszkał z nim przez dwa lata, że teraz przez dwa miesiące był u niego. No kłamstwo na kłamstwie. Że starsza córka jest samodzielna, żyje w związku nieformalnym. No stek bzdur.
Córka studiuje, teraz tylko ma dziekankę, nie przykłada się do utrzymania żadnego z dzieci. Ręce mi opadły. Dobry kochany tatuś. I sędzia nagle kończy sprawę, odkłada do 28 grudnia. Nie pozwoliła mi niczego sprostować! Jak próbowałam się odezwać to mnie opierdalała, że przeszkadzam: taka pani wykształcona i nie wie pani, że nie wolno przerywać?
Aaaa a sprawa o podział majątku ciągnie się bo ja na rozprawy nie przychodzę, mój adwokat też i w ogóle to jeszcze długo się nie skończy!!!
Poczułam się jak gnój, jakby to była sprawa przeciwko mnie. Nie wierzę w sprawiedliwośc polskich sadów. To jakaś paranoja.
„Miała pani czas na wypowiedzenie się, trzeba było to wykorzystać”. Ale ja grzecznie próbowałam, delikatnie, z nadzieją, że za chwilę będę mogła się ustosunkować do tego co on powiedział. Sprawa trwała 15 minut a sędzia wyraźnie się gdzieś spieszyła. Wręcz mnie atakowała, że powinnam lepiej zarabiać. I taki tekst poganiający: „No co? Córka choruje? Albo coś? Dlaczego uważa pani, że od stycznia 2009 roku wzrosły jej potrzeby? To po co pani tu przyszła jak nic pani nie mówi?”.
Jestem tak tym trafiona jakbym pół litra sama wypiła. Siedzę i nie wierzę.
Nawet nie wiem co napisać, tak mnie zamurowało.
Dodaj komentarz