............
…….nie mam w zwyczaju robić tego na blogu, ale na komentarz to zbyt długie, dlatego tu odpowiem kaas…
…..jestem ostatnią osobą, która skłonna by była budować szczęście na cudzym nieszczęściu …być może dlatego taki mam problem ze zbudowaniem swojego …. chodziło mi raczej o ocenę moralną czyjegoś postępowania … możemy się domyślać co ktoś czuje, ale nigdy tego nie poczujemy, dlatego nie mamy prawa do wyrokowania o słuszności czy niesłuszności jego postępowania … oczywiste jest, że przeraża mnie kiedy ktoś kogoś krzywdzi, jak mąż tłucze żonę albo bije dzieci ale to skrajności i nie ma o czym dyskutować … miałam raczej na myśli decyzje typu: jak chcę żyć … czy dając komuś pozorne szczęście nie będąc z tym kimś szczęśliwym, nie krzywdzimy go przypadkiem? Czy nie mniejszą krzywdę wyrządził ten twój szef swojej żonie odchodząc do wspomnianej blondynki? Gdyby został z żoną nieszczęśliwe byłyby trzy osoby …tak jest jedna…. I cóż za szczęście czekałoby ją u boku kogoś, kto jej nie kocha….jeżeli twoja koleżanka czuje się szczęśliwa zabawiając się na sympatii, jeżeli jej nie przeszkadza, że absztyfikanci zaraz po czułej rozmowie z nią kładą się do łóżka swojej żony … to nikt nie ma prawa zabraniać jej tego ani tym bardziej oceniać czy postępuje słusznie …. …..to wszystko dywagacje, tak naprawdę nie wiem co jest słuszne …. bo gdybym wiedziała, gdybym miała pewność, może już dawno byłabym szczęśliwa …
…. nie oceniam jednak, bo niech pierwszy rzuci kamieniem …. bo jak ci napisałam w komentarzu powtarzając za łatwopalną: „nie mów mi jak mam żyć bo za mnie nie umrzesz”…
…jeśli chodzi o materialne kwestie, które poruszasz, nie umiem się ustosunkować, nijak mi się to ze szczęściem nie kojarzy…
…gdzieś czytałam, że szczęście pozostaje w stosunku prostym do tego co daje się w swojej miłości…. to tak na koniec jeszcze …