No więc tak…
Dwa tygodnie mam praktycznie wyjęte z życiorysu. Kilka miesięcy permanentnego stresu, codziennych „rozmów” zrobiły swoje … dosłownie nie miałam siły żeby wstać z łóżka…budziły mnie lęki paraliżujące całe ciało … jedzenie „rosło” mi w ustach…
…mój jeszcze mąż skakał, dbał, kupował soczki i latał do apteki ….
We wtorek musiałam niestety po przerwie świątecznej wrócić do pracy. Mój jeszcze mąż zdecydował, że zawiezie mnie samochodem a po 16.00 po mnie przyjedzie. Szczerze powiem, takie rozwiązanie bardzo mi odpowiadało bo bałam się, że na pierwszym zakręcie wyląduję w rowie…
Dzień wcześniej dzwonił K. i pytał czy zostanę. Powiedziałam, że jestem bardzo słaba, wykończona psychicznie i chyba nie zostanę. Coś tam pomarudził, pożartował, że zostanę, zostanę … no bo tęskni, bo już miesiąc się nie widzieliśmy, że u niego odpocznę ….i że wpadnie na uczelnię …po mnie …
Siedzę w sali już sama bo zwolniłam ostatnią grupę studentów wcześniej, przychodzi K. Na początku wszystko fajnie, buzi, uśmiechy…. I ja mówię, że nie zostaję … bo zmęczona, bo te dwa tygodnie, bo nic nie powiedziałam jeszcze mężowi, że zostaję … zaczął pytać co się działo … bardzo zdawkowo i krótko przedstawiłam sprawę… na co on, że zabiera mnie do siebie, że u niego sobie pośpię, odpocznę … ja znowu marudzę …. i podszedł do drzwi, przekręcił klucz bo chciał się przytulić, poprzytulać jak się pakowałam…. I wtedy zadzwonił telefon …mówię, że to mój jeszcze mąż bo miał po mnie przyjechać i pewnie chce wiedzieć dokładnie o której i czy ma już wyjeżdżać….
I się zaczęło…. Takiego to ja go jeszcze nie widziałam ….
„Dziewczyno, Ty się za tydzień rozwodzisz. Nie widziałem Cię miesiąc czasu, cieszyłem się, że dziś będziesz ze mną, że nie spędzę kolejnego wieczoru z pilotem w ręku rozmyślając co teraz możesz robić, że to z nim rozmawiasz, z nim spędzasz czas …czy że może już się z nim pogodziłaś …ciągle muszę się do Ciebie dystansować, żeby nie zwariować… napisanie smsa sprawia mi czasem jakąś przykrość …bo to sms właśnie, bo uświadamia, że jesteś daleko… a Ty mi mówisz, że nie zostajesz, że mąż Cię przywiózł i po Ciebie przyjeżdża? Całujesz się ze mną a za chwilę wsiądziesz do niego do samochodu, potem ugotujesz mu zupę i poskładasz jego majtki …. Wyobraź sobie jakbyś się czuła na moim miejscu …. Jakbym to ja Cię całował a za chwilę wsiadł do samochodu do I. (jego była kobieta) i pojechał z nią do domu ..i powiedział, że dziś nie chcę się z Tobą spotkać ….. ja nie czuję, że Ty mieszkasz 40 km ode mnie…ja czuję, że Ty jesteś miliardy kilometrów ode mnie … ja nigdy nie czuję się sam z Tobą … zawsze jestem ja, Ty i Twój mąż …. On Cię traktuje jak swoje dziecko, które bez niego nie potrafi sobie poradzić …. Ten rozwód niczego nie zmieni, dostaniesz papierek ale nadal będziesz z nim mieszkać, prasować mu koszule a on Ci będzie robił zakupy …ja zawsze będę z boku, jak zabawka, którą się odstawia na półkę …musze zachowywać się jak gówniarz, który kradnie jakieś chwile z Tobą na uczelni…. Mogłabyś chociaż część życia przenieść do mojego domu i przynajmniej ze dwa razy w tygodniu być ze mną …. A Ty tydzień przed rozwodem musisz się tłumaczyć, że zostajesz … dziewczyno, on ma już swoje życie i swój świat i Ty też, przynajmniej tak być powinno.”
On gadał a ja kątem oka widziałam jak telefon dzwoni … 21 połączeń …. I wiem, że mój jeszcze mąż albo już jedzie albo nie wie co ma robić albo czy nie zemdlałam gdzieś …
I ja też nie wiem co mam robić … i słyszę jeszcze „ja się nie godzę na taką rolę jak wydoroślejesz to zadzwoń do mnie” i wtedy nie wytrzymałam i łzy same popłynęły… a w głowie kocioł i nie wiem co robić mam …zostać czy jechać czy dzwonić czy zemdleć na miejscu…. A on stoi oparty o ławkę i patrzy i widzę, że sam jakoś ślinę dziwnie przełyka …i boję się, że zaraz wyjdzie i więcej nie wróci …. Wzięłam telefon i powiedziałam „zaraz wrócę”…. Kilka głębokich oddechów i dzwonię i słyszę „no co się z Tobą dzieje? Dzwonię i dzwonię ….” „Gdzie Ty jesteś?- pytam” … „No jadę po Ciebie” …”Ale wysłałam Ci przecież smsa, że zostaję dziś” „Ja nic nie dostałem, dobra bo już w połowie drogi jestem, zawracam”. Tylko na tyle było mnie stać, nie chciało mi się nawet tłumaczyć niczego.
Wróciłam do sali, podeszłam do niego i położyłam mu głowę na ramieniu i mówię: „Zawrócił” …. „Ale co? potem przyjedzie po Ciebie czy zostajesz do jutra?” … Mówię, że do jutra i wtedy poczułam jego rękę na mojej głowie i jakby wszystkie kamienie z serca nam spadły ….
I u niego w domu odżyłam i śmiałam się w końcu i nie myślałam o niczym złym … i jadłam bo mi kazał i śniadanie zrobił …. I mówił „ Przytyjesz mi chudzino? Bo będę musiał Cię zbierać kiedyś po nocy, połamię Cię;)” …
A teraz siedzę u siebie w domu, w swoim własnym domu, który jest tak bardzo obcy i jakiś zimny, który mi się kojarzy ze smutkiem jakimś, awanturami, słodkim jak ulepek mężem, zapachem jego wody kolońskiej …mój własny dom, którego nie lubię …. I w, którym wiecznie mi zimno jakoś mimo, że termometr pokazuje wyższą temperaturę niż w mieszkaniu K. …. I piszę chaotyczną notkę, której mi się nawet przeczytać nie chce, żeby sprawdzić jak bardzo jest chaotyczna…..