...............
…jakoś się ostatnio ścieramy z K. … ja jestem podminowana tym doktoratem, tym, że syn znowu nie chodzi do szkoły… że Mała coś zaczęła ostatnio brykać … wszystko mi się wali i pali … on z kolei od tygodnia przychodzi głównie na posiłki bo ciągle coś ma … jak nie praca to koledzy na mecz i inne pierdoły … jakoś mnie nigdy to nie drażniło, ale w ostatnim czasie czuję się w tym mieście cholernie samotna .. zostawiłam dla niego cały swój świat i jakoś czasem oczekuję, że będzie przy mnie wtedy kiedy jest mi źle … on z kolei twierdził że mi się usuwał bo pisałam pracę ….ale ja się starałam ją pisać jak go nie było, żeby jak będzie móc spędzić ten czas z nim … i tak się dogadać nie możemy … a dzis to po prostu przegiął… napisałam z pracy słodkiego smsa o tym jak spędzimy dzisiejszy wieczór … kiedy wracałam zadzwonił, że jest już w domu, więc po drodze zaszłam pod jego blok, zrobiłam jeszcze po drodze zakupy i tak sobie idziemy ….. a on mi mówi, że kolega przychodzi grać o 18.00 ….no aż się we mnie zagotowało … i jeszcze mi próbował wytłumaczyć, że to tylko 2 godzinki … (które jak znam życie zamienią się w trzy) … i że potem ten czas możemy spędzić razem … potem to już mi się nie chce, dziękuję bardzo … po prostu nie pojmuję takiego męskiego myślenia… dodam, że wczorajsze niedzielne popołudnie i wieczór, po pracy, też spędzałam sama bo koledzy przyszli na mecz…. Nie mam się nawet komu w rękaw wypłakać czasem … w ogóle jakoś mi na nerwy ostatnio działa…nie wiem, kryzys jakiś czy co … o reszcie może jutro ..bo jakoś teraz tylko to mi w głowie...