........
…już nawet nie układam sobie dni, nie planuję jutra … żyję chwilami i z każdej czerpię tyle ile da się z niej wyczerpać … jeszcze mnie czasem coś bawi, coś rozśmiesza do łez … czyli, najgorsze jeszcze nie nadeszło, choć niekiedy słyszę jego kroki … wtedy myślę, że zatrzymało się na wyciagnięcie ręki i przygląda mi się ukradkiem planując jak uderzyć, żeby już nic mnie nie bawiło …
…ale może tej zimojesieni da sobie spokój i zawróci z drogi obierając inny, słabszy cel?... bo mnie to chyba już niczym nie zaskoczy, więc nawet triumfować nie będzie z uśmiechem na twarzy …
…patrzę mu w oczy jak każdego dnia staje się coraz milszy i wspaniałomyślny, jakby podświadomie starał się zabić poczucie winy …. jakby wiedział, że wiem …ale nie może tego wiedzieć … patrzę mu w oczy jakby moje serce skamieniało …. już bez tej troski i lęku jak sobie poradzi …. jak przetrwa …. Nie obchodzi mnie już to ….choćby nawet na drzewie, z którego nigdy nie zszedł ….