.:: ::.
Z zasady nie umieszczam zdjęć i tak z przekory o tym wstawieniu napisałam pod poprzednia notką, nawet przez chwile nie pomyślałam, ze to zrobię, ale skoro koleżanka w_ż_s_m zaproponowała pomoc to czemu nie;) więc przedstawiam Wam Hanię.
Martynia
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 |
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 |
Z zasady nie umieszczam zdjęć i tak z przekory o tym wstawieniu napisałam pod poprzednia notką, nawet przez chwile nie pomyślałam, ze to zrobię, ale skoro koleżanka w_ż_s_m zaproponowała pomoc to czemu nie;) więc przedstawiam Wam Hanię.
K. w pracy i nie wiem jak długo jeszcze. Walczą o jakies przedszkole czy coś i jako pan redaktor ma zdawać relację. Wkopali go z tym bo miał mieć tylko audycję. Ale to długa historia. Mieliśmy mieć wspólny fajny wieczór bo Marysia pojechała na jakiś biwak integracyjny i to miał być nasz czas…. Bo Mała jutro wraca… Tym czasem okazało się, że zamiast spokojnie wrócić po 18.00. To pojechał na te awantury. Jeszcze mu czas źle podali i wyjechał o 14.00 a zaczęło się o 18.00. Siedział więc w obcym mieście, łaził po Biedronce i czekał wkurwiony. Teraz pewnie wróci nad ranem bo jeszcze nagrania musi porobić. No cóż. Jeden wspólny wieczór od początku sierpnia szlag trafił.
Miało być o kontaktach z Marysią. Nie chcę mówić, że jest idealnie bo bywają spięcia typu: Marysiu nie przesuwaj fotela bo robisz dziurę w ścianie. Wkurza też, tu już nas, kiedy jest roszczeniowa. A bywa ( dorobek po ojcu, który migając się od ojcostwa kupował chipsy i batoniki) i trudno to wytępić, szczególnie jak się spotka z ojcem to wraca pyskata. Rzadko te spotkania następują ale jak wróci to musze krótko.
Generalnie Marysia z K. mają podobne poczucie humoru i postronni się dziwią, że się tak dogadują. Teksty:
- Marysiu kiedy stracisz cnotę?
- Po 30-tce, jak zrobię aplikację.
- Tak jest, prawidłowo.
K. mówi: Lejemy ją i dlatego taka posłuszna.
- Marysiu gdzie Cię bijemy?
- Kablem, o tu, po plecach.
No takie głupawe. Z tym konkubentem tez pamiętacie? Szanuj ojca swego i matkę swoją i konkubenta swojej matki też.
Ogólni Marysia bardziej się liczy z jego zdaniem niż z moim. Wraca ze szkoły i pierwsze słowa to gdzie jest K. Opowiada mu wszystko i co mnie najbardziej śmieszy tak się jakoś kryguje. Oj tak źle wyglądam i czeka aż on powie, że dobrze. Albo pyta jak lepiej wygląda i się minuje przed nim. Poza tym to ciągle szuka z nim kontaktu. Jak siedzimy same to coś tam robi przy komputerze i się specjalnie nie udziela, jak wraca K. albo wie że ma wrócić to już się kręci i angażuje go w swoje sprawy. Czasami bywa to męczące, nie ukrywam, bo my też chcemy parę słów ze sobą. Ale przecież jej nie można odtrącić. Bywa poszasta, owszem, wszystko na nie, ale to wiek taki. Bo brzydka, za wysoka, cera nie taka, nie ma koleżanek nagle i świat jest do dupy. Ale dostała się do najlepszego liceum w mieście, do wyjątkowo ciekawej klasy i to głównie zawdzięcza K. bo wpajał jej co ważne, załatwił korepetycje przed egzaminem gimnazjalnym itp. itd.
A między nami? Mną a K. Dziwnie bym powiedziała. Coś się zmieniło ale trudno mi o tym pisać. I kłopoty mamy oboje i jakoś tak się mniej klei wszystko.
I własnie się dowiedziałam, że mój brat ma chory kręgosłup. Znaczy miał już wcześniej ale nie wiadomo czy nie będzie operowany. A mama była u niego i robiła wyniki sobie i ma dobre.
No i mam wnuczkę od jakiegoś czasu. Nie chwaliłam się tu. Ani razu nie powiedziałam o sobie „babcia”. I nie powiem. No.
A zdjęć wstawiać nie potrafię, więc nie pokażę. Chyba, że mnie ktoś nauczy.
Iwcia mnie zgwałciła, więc piszę więcej.
Najpierw ten doktorat. Otóż sytuacja wygląda tak. Studia doktoranckie wiadomo skończyłam, dzięki Bogu są one liczone jako studia trzeciego stopnia i ważne nawet bez obrony doktoratu, inaczej niż to jest na studiach mgr, gdzie niestety bez obrony pracy nie maja one większego znaczenia. Dlaczego dobrze. Dlatego, że na samą myśl o obronie jest mi słabo i niedobrze. Ciągnie się to już tyle, że mam serdecznie dość. W marcu wysłałam pracę promotorowi, tzn taka pierwszą wersję, z jednym rozdziałem, który mi już wcześniej sprawdził 2 razy i gdzie nanosiłam poprawki 2 razy, gdzie poprawiał sam siebie. Reszta rozdziałów nie poprawiona. Jest to starszy pan, nie używa Internetu, nei ma komórki, więc ciężko jest się z nim skontaktować. Nie odpowiadał i w końcu niespokojna, bo czas mi się kończył (przedłużyłam studia o rok), pisze do niego jak moja praca. Odpisał podając numer telefonu. Dzwonię a on, że mu się już chyba nie chce, że stary, że by mnie oddał swojemu uczniowi… w rezultacie musiałam napisac prośbę o zmianę promotora, wysłać ją do tego nowego, do miasta na jednym końcu Polski, ż by tamten odesłał to pismo do mojego promotora, obaj mieli podpisać, wcześniej mój promotor miał do niego zadzwonić ..no i miał złożyć mój promotor to pismo na uczelni. Złożyłam jeszcze pismo o przedłużenie terminu złożenia pracy o rok, do września 2012. Ale…nei jest tak słodko. Do września rada wydziału ma mi już ten tytuł nadać, czyli w praktyce to prace muszę złożyć tak do grudnia tego roku, potem zdać trzy egzaminy, w tym język (co mnie poraża) i 3 recenzentów musi tę prace sprawdzić, na co mają trzy miesiące. Potem obrona i rada wydziału (która zbiera się co trzy miesiące, więc muszę tak utrafić, żeby się obronić przed ich zebraniem, może się zbiorą w sierpniu, lipcu, nie wiadomo. Do tego czasu musze być obroniona) nadaje tytuł.
Przyznaję, że zbieram się każdego dnia, żeby zacząć pisać i żeby zadzwonić i dowiedzieć się czy w ogóle dostałam zgodę na te dwie sprawy. Ale nie mogę, mam ciągle tyle spraw, kłopotów, że ściska mi pośladki na samą myśl o tym telefonie. Wczoraj obiecywałam sobie, że zacznę pisać i zadzwonię dziś, ale dziś K. zadzwonił, że mamy wieczorem gości i uznałam, że musze cos przygotować, posprzątać i nie mam na to czasu. Jutro znajdę inne usprawiedliwienie. A przy tym mam wrażenie, że czas ucieka mi między palcami, że nie dam rady, nie zdążę i taki lęk się pojawia jak przed egzaminem, aż mnie brzuch boli. Najchętniej bym to olała i nie wracała do tego. O ile szczęśliwsza bym była, gdyby nie ten doktorat. Budzę i się i zasypiam z myślą o tym coraz częściej.
Następnym razem opowiem o stosunkach K. z Marysią. Albo jeszcze tu dopiszę jeśli zdążę zanim K. nie wróci. A teraz idę odgrzać bigos, który rozmroziłam na tych gości. Mam jeszcze różne sery, które kupiliśmy na chłopskiej imprezie i wędliny swojskie. Nic więcej, bo goście nie kazali mówić K. że przychodzą, żebym nic nie szykowała, więc mam udawać zaskoczoną.