.............
…od kilku dni mam znowu „kolorowo” w domu … i same sceny, jak w teatrze …
… od gróźb do próśb … jestem tym zmęczona, jestem chodzącym kłębkiem nerwów i boli mnie żołądek ….
… zaczęło się od tego, że zaczął się przyczepiać do tego, że wyłączam telefon … że nie kładę go w widocznym miejscu … potem zrobił mi awanturę o „nic” …tak ogólnie o całokształt może … że on chce żeby było dobrze, że mnie kocha, że się stara, że wszystko tylko dla nas… powiedziałam, że już to kilkakrotnie przerabialiśmy, że mnie się już nie chce, bo znam dokładny scenariusz tego … będzie się starał przez 2 tygodnie a potem wszystko wróci do normy … oczywiście zaprzeczał …potem zapytał czy mam kogoś i żebym powiedziała wprost, że go nie kocham … odpowiedziałam, że mówiłam mu to już 4 lata temu (że nie kocham, o tym czy kogoś mam nie wspomniałam), on oczywiście, że nie pamięta co było 4 lata temu!!!! potem, że go zabijam tymi słowami, że niby do czego ja dążę … wyszedł w środku nocy, zapalił papierosa przed wyjściem i powiedział, że to ten ostatni i żebym go pocałowała na pożegnanie … oczywiście był jak co dzień po kilku piwach … nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać … w końcu położyłam się spać … słyszałam jeszcze jak wrócił …rano twierdził, że chciał się zabić…. dziś w nocy kolejna dyskusja … obudził mnie chyba po drugiej i prosił, żebym powiedziała, że to nieprawda, że te słowa nie padły, że on chce żeby było dobrze i pięknie, że mnie kocha, że wczoraj chodził przez 2 godziny po mieście i płakał… to ja mu na to „ znowu mnie na litość bierzesz, całe życie tak było, bo Ty mnie kochasz, bo Ty tak chcesz, bo w zależności od tego jak Ci wygodnie, jest dobrze albo źle, że jak sezon wędkarski to nagle Ci przestaje zależeć i że nigdy nie liczył się z moimi uczuciami, nigdy nie było ważne co ja czuję, on mnie kochał i MUSIAŁAM z nim być…. Pamiętam jak jeszcze przed ślubem próbowałam to skończyć … wtedy przychodzili jego koledzy i mówili, że leży z gitarą i patrzy w sufit … na ulicy, kiedy go mijałam wyglądał jak zbity pies, potem przychodził i błagał …. I sobie wybłagał …..
…oczywiście wszystkiemu zaprzecza … on wszystko robił dla mnie, tylko ja się liczyłam, beze mnie nie wyobraża sobie życia …. tylko w tym wszystkim nie ma moich uczuć, mojego płakania w poduszkę nocami i piekła jakie jest wtedy, kiedy się żyje z kimś kogo się nie kocha….
…potem, że chce wszystko posklejać …to ja na to, że my nie mamy już z czego sklejać …nie dociera zupełnie….
… w dzień chodzi jak łaszący się pies …jest wszędzie, we wszystkim pomaga, wyręcza … nie mogę iść do kibla za przeproszeniem spokojnie …. mówię coś do kogoś i słyszę „co mówiłaś kochanie?” …. nie do Ciebie mówiłam … taki dobry i słodki i prosi „przytul mnie, proszę nie bądź taka … rozmawiaj ze mną …. dlaczego mówisz komunikatami … „
…jak ja to wszystko dobrze znam … jak serdecznie mam tego dosyć …od miłości do nienawiści ……. znowu zabraknie mi sił żeby odejść? … albo żeby jego spakować?.... znowu weźmie mnie na litość? …znowu schowam moje marzenia, pragnienia pod poduszkę …słoną już od łez….