............
…. przypomniała mi się taka historia ….
…swego czasu miałam okazję przebywać z ludźmi, którym wydawało się, że już wszystko co było do przeżycia przeżyli …. pozostało im wegetowanie w Markotach, na dworcach albo na ulicach …swoją drogą tak poznałam Puszkowego Pana ….
Pan X tak mi opowiadał:
- wszystko jest jak największy dar, zrozumiałem to dziś, gdybym wtedy miał ten rozum, obracałbym te dary jak cenny diament w rękach, oglądał z każdej strony i nadziwić się nie mógł, jakie to wielkie szczęście mnie spotkało, wtedy zachowałem się jak dziecko …i za to się nie lubię, tego sobie darować nie mogę, zamiast być dorosłym mężczyzną, byłem dzieckiem ….dzieckiem, na które patrzeć nie mogę, jak spojrzę w przeszłość jak w lusterko … ale zawsze traktowali mnie jak przybłędę, nic nie miałem, niczego nie dałem, nawet dzieci mnie nie szanowały to odszedłem, teraz bym walczył ….jak mężczyzna …
…wtedy zaczęłam się zastanawiać czego w sobie nie lubię …. naiwności graniczącej z dziecięcą … tego, że nie umiem się odszczekać kiedy przychodzi moment, że się powinno …. jak dziecko siadam w kącie i milczę … i tego, że czasem zachowuję się jak rozkapryszona dziewczynka ….
…i wszędzie przewijało się słowo dziecko, tak u mnie jak i u niego… zastanawiałam się jaka jest tego przyczyna …wtedy pomyślałam: nie dorosłam i ja i on ….teraz wiem, że to taka forma samoobrony przed tym z czym nie mam siły walczyć, co jest niezależne ode mnie …taka bezsilność ….