.......
...podobno samobójstwo wszyscy nosimy w kieszeni ....tak na wszelki wypadek....
Martynia
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
...podobno samobójstwo wszyscy nosimy w kieszeni ....tak na wszelki wypadek....
...ciągłe oczekiwanie na iluzjonistę, który wyciągnie króliczka z kapelusza ... króliczka, który choć przez chwilę pozwoli uwierzyć, że wszystko może się zdarzyć ... i choć rozum mówi, że to tylko magia wpływająca na umysł .... pozwalamy sobie wierzyć w to co nierzeczywiste ....
...i nie musi to być już ten króliczek ... niech choćby palcem wskaże kartę, o której pomyślałam ... niech choć przez jedną sekundę dane mi będzie uwierzyć ...
...zimno mi dziś ... nie pomaga koc ani gorąca herbata ... zmarznięte dłonie wystukują prośbę na klawiaturze ...... o jedną nadzieję na inny poranek .... na popołudnie ... na wieczór ... na czas, kiedy nie trzeba się dogrzewać ciepłym piwem z cukrem ... kiedy nie czeka się na iluzjonistę ....
....zawsze miałam dziwny gust, jeśli chodzi o męską urodę ... nie lubiłam ładnych i uczesanych, takich co to się do nich przyczepić nie ma o co ...
... jeszcze bardziej nieuczesaną musieli mieć duszę ... im bardziej skomplikowany tym bardziej mi się podobał ... i takich przyciągałam ...
... lubię chleb ... ale to zbyt proste danie, jedzony sam, szybko się znudzi ... czasami wolę być głodna niż zjeść zwykłą kanapkę .....
... wrażliwy, mądry mężczyzna przy, którym nie jest takie oczywiste że wiosna jest zaraz po zimie, przy którym mnie blondynkę myślenie nie boli i zastanawianie się nad spacerująca po bucie mrówką nie jest niczym dziwnym ....
.... nigdy nie wyrzucam chleba, nawet najmniejszy kawałek ląduje w specjalnym pudełku, ze swoim przeznaczeniem ..... babcia zawsze mówiła: nie wyrzucaj bo ci kiedyś zabraknie i wtedy za tym kawałkiem zatęsknisz ...
.... cóż, kiedy przeraża mnie jego prostota? wyschnięty bochen chleba, któremu się wydaje, że jest urozmaicony ziarnami zbóż ....
.... i dlaczego czasami się boję, żeby babcia nie miała racji?.... może już w siebie nie wierzę ....
...czasami słowo wypowiedziane nie w porę albo o jedno za dużo ... czasami uśmiech jako śmiech rozpoznany ... spojrzenie, które ranić może ...
...zawsze się bałam by nie skrzywdzić nieświadomie i zamilknąć w porę ... i oczy zamknąć .... w swojej niedoskonałości błądzę czasem i pukam do drzwi za którymi nikt na mnie nie czeka .... i mówię i patrzę .... i się uśmiecham ...................... i o wybaczenie proszę ...
... bo tylko tęsknić umiem doskonale i kochać szalenie ..... i za to nie będę przepraszać ...
...nawet jeśli to owoc zakazany ...
..cyklicznie powtarzany sen ... mężczyzna, którego rano nie pamiętam ...nie jest bez twarzy chyba, sama już nie wiem ... bo w nocy, kiedy się budzę ją pamiętam ... rano już nie ...i nie wiem czy to wyobraźnia była ... i czy w ogóle to przebudzenie ...czy tylko mi się zdawało ... pamiętam jednak emocje .... jacyś ludzie, jakieś zdarzenia i my ... i jakieś muśnięcia rąk, spojrzenia wyrażające niesamowite uczucie... przytulenie ... takie, że chciałoby sie więcej ale ludzi wokół tyle ... i tylko uśmiech jakiś ... uśmiech mówiący:"potem kochanie..." ... sen, tak realny... tak nasycony gamą namiętności ... tak bardzo tam kocham i kochana jestem, że czuję to jeszcze przez długi czas po przebudzeniu ... a kiedy w nocy sen się urwie, bo samochód ulicą przejedzie albo sąsiad głośniej trzaśnie drzwiami to tak strasznie tęsknię i pragnę zasnąć jeszcze... a sen nie przychodzi ...
.... i wtedy patrzę na ciemny pokój ... i przewracam się z boku na bok na mokrej poduszce ... i proszę Boga o kolejny sen .... zanim stanę do szermierki z rzeczywistością ... w oczekiwaniu na jedno przytulenie ...
…..na podwórku biegał biały pies, merdał ogonem kiedy otwierałam furtkę …drugi przy budzie szczekał okrutnie, czemu wcale się nie dziwiłam …tak wychowany i nauczony przecież ….
…..wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna wyszedł przed dom, tu wszyscy wychodzą na powitanie innych i odprowadzają potem aż za furtkę …. znam ten zwyczaj … moi dziadkowie zawsze tak robili … nie wypadało tylko zamknąć za kimś drzwi i powiedzieć do widzenia ….
… zaprosił mnie do domu … biednie ale bardzo czysto … nastoletnie dziewczynki i trzech małych chłopców, najmniejszy półroczny …. zasiedli do jedzenia zupy pomidorowej, zamieniając miseczki, które mama pomyliła stawiając na stole ….
… przez ponad godzinę naszej rozmowy ojciec trzymał na kolanach najmłodsze „szczęście”, spontanicznie całując je w główkę, rączkę, policzek …. miał śrutować coś w stodole ale skoro przyszłam ….”zdążę kochana pani” powiedział z szerokim uśmiechem …..
…dzieci otoczyły mnie wianuszkiem, bardzo grzeczne i schludnie ubrane …. raz tylko jeden drugiemu zburzył domek z klocków i tamten się rozpłakał …. cała pozostała siódemka natychmiast zareagowała na sytuację … tak jakby mnie tam nie było … tłumaczyli, głaskali po głowie ….
….długo po tym, jak zakończyłam swoje obowiązki rozmawiałam z tymi ludźmi … żyją z zasiłku i z tego co sobie „przychowają” …z tego co urośnie w polu czy ogródku … nie ma szans na pracę, jakąkolwiek
..kupiłam od nich jajka … miałam jeszcze trochę w lodówce ale nie zaszkodzi mieć więcej …
…zapytałam: „jak Państwo żyjecie, jak dajecie sobie radę?” ….”kochamy się” powiedział mężczyzna i czule ogarnął wzrokiem żonę i całą gromadkę …. ucałował w główkę siedzące na kolanach niemowlę ….
… i bardziej szczerych słów nie słyszałam już dawno … i piękniej nikt nikomu nie wyznał miłości … tak bez skrępowania powiedział :”kochamy się” i nie o „robienie dzieci” tu chodziło, w tej biedzie …. jakby to powiedział nie jeden wykształcony „miastowy” … ale miłość, o której on tak pięknie mówić umiał i tak ją wyrażać, że kiedy stamtąd wyszłam odprowadzona do drogi …. natychmiast chciałam napisać….
Czytając Twój pamiętnik,Twój obraz malował się automatycznie...Anioł nie Kobieta...wielokrotnie natomiast zastanawiałem się jakim człowiekiem jest ten On... Sławek i dlaczego to takie trudne...to wasze bycie i nie bycie ze sobą raz na jakiś czas...niby przejrzysty układ jest Kobieta, którą kocha i ta Kobieta kocha jego nad życie... nad świat cały...ale tam kocha... to mało powiedziane...to świątynia miłości jest...strzelista katedra o Kobiecych oczach i ramionach wyciągniętych do nieba i bramach do raju wtopionych w skały bioder...wyśpiewująca pieśń nad pieśniami i kocha... jednak nic tego słowa nie zastąpi...kocha tak, że w szkołach powinni o Niej uczyć i pomniki stawiać...zastanawiałem się co On robi...i nie rozumiałem...opowiadałem Monice...drukowałem Jej kawałki bloga i czytałem potem w kuchni...i rozmawialiśmy...i nic nie przychodziło nam sensownego do głowy...mówiliśmy sobie, że pewnie za mało wiemy...że to po prostu niemożliwe...przecież każdy inny facet mając miłość takiej Kobiety...bo to nie tak jest, że Kobieta to najlepsze, co może spotkać w życiu mężczyznę...jak Ci kiedyś napisałem to nie do końca tak...ale miłość takiej Kobiety to właśnie ten największy skarb to cel i sens życia to życie...to powietrze...to most na drugą stronę...cały świat mu zazdrościł...cały męski świat zamienić by się chciał choć na chwilę...a On... niezrozumiałe...nawet teraz kiedy więcej wiem...nie wolno mi napisać co zrobiłbym i czego nie zrobiłbym gdybym na Jego miejscu był...bo nie jestem...nie wolno mi...
Był człowiek miał w swoich dłoniach skarb i upuścił go i on wpadł do głębokiej studni i choć widać go przez głębię wody to nie sposób po niego sięgnąć...i wyciągnąć się już go nie da...bo on już nie chce być wyciągnięty nie przez te dłonie...ostatni raz się wtrąciłem...przepraszam...
Są ludzie, którzy nigdy nie uwierzą, że szyny spotykają się w oddali...bo wiedzą, że one na całej długości muszą mieć taki sam odstęp od siebie...i widzieli na własne oczy i innego obrazu nie dopuszczą...czasami... wiedza przeszkadza uwierzyć w magię...można potraktować to jako kolejne wtrącenie...ale to już bardziej ogólnie napisałem...
…jak wszyscy najważniejsi mężczyźni w moim życiu pojawił się jesienią … napisał wtedy, że już dawno powinien, że czyta, że od zawsze …że odwagi nie miał …. z każdym listem pokazywał mi siebie i odkrywał we mnie to co było dla mnie nie poznane …. zadomowiony w swoim świecie prowadził przez ten świat za rękę … wrażliwy niespotykanie, słyszący każde moje westchnienie przez ekran komputera ….. odgadujący nastroje …. pocieszał, wspierał, martwił się kiedy nie dbałam o siebie dość dobrze … i myślał o mnie … myślał kiedy mył podłogę w łazience i kiedy siedział po drugiej stronie …. i kiedy jechał samochodem ..i kiedy szykował świąteczną przesyłkę …. Podał mi numer listu przewozowego, numer telefonu kuriera i adres strony gdzie można śledzić przesyłkę … tylko po co? Sam wszystkiego dopilnował …. od rana dzwonił, żebym kłopotów nie miała …żeby na czas dotarło …. I nigdy wcześniej nie czułam się tak bezpiecznie i nigdy wcześniej nie byłam tak pewna, że wszystko będzie dobrze ….
…. Przesyłkę otwierałam z drżącym sercem zaskoczona jej wielkością … to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania …. Nie jestem pewna czy najlepsza przyjaciólka poruszyłaby tak każda strunę gitary mojego serca … nie umiem opisać tego co tam znalazłam …. mnóstwo różnych rzeczy … rozmawialiśmy o pachnących suszkach i o aniołach … i makaron był kolorowy w kształcie choinek i gwiazdek …. I filmy nagrane których zobaczyć nie mogłam … i czekoladki i bombka przez niego malowana …. i kartka własnoręcznie wykonana …opłatek i tysiąc różnych cudnych rzeczy zapakowanych w kartoniki z aniołami …i płyta Czyżykiewicza …. I piosenka na płycie ….
„Życie na niwie niezbyt prawdziwej ostry dla serca wikt….
z wierszy przeważnie bardzo poważny ckliwy tren
znów szron na szybie a ja tym tkliwiej
zaśpiewać tobie chcę
że:
Bywam sam na sam
z tobą bo tylko ciebie mam
dla której wszystko i nic
której oczu i lic chociaż tęsknię nigdy więcej
bywam sam na sam
i to mój wierny fart
i mówią o nim linie na dłoni śpiewa wiatr.
Jakoś nie wyszło ze złotą rybką
czas nie chciał dla mnie stanąć
i można błysnąć tu złotą myślą lecz woli milczeć Amor
szukałem przecież po całym świecie siódmego nieba
dziś dawnym echem z dna swoich piekieł
chcę ci zaśpiewać
że:
Bywam sam na sam...
Było co było zdarzeń zawiłość
magicznych spięć szarada
na taką miłość tak się złożyło że tak się właśnie składa
jedną nadzieję mam że się śmiejesz gdy proszę przebacz
i że mój Boże na twojej drodze
stanę by już nie śpiewać
że:
Bywam sam na sam... „
…. to były bardzo mroźne święta, śniegu po kolana … pierwsze nasze i pierwsze oddzielnie …. każde z nas wsiadło w swój pociąg i pojechało w różne strony Polski … on na południe ja na północ… wróciliśmy na Sylwestra, ale dziwnym zrządzeniem losu nie mogliśmy bawić się razem… bawić …. chodziłam przez pół nocy szukając sprawnej budki telefonicznej, żeby móc złożyć mu życzenia …. dziś nie zdobyłabym się na taką odwagę, już po zmroku chodzę szybciej obserwując kątem oka każdego, kto oddycha mi za plecami …. ale wtedy liczyło się zupełnie coś innego ….
…to będą pierwsze święta ze świadomością, że nigdy nie będzie wspólnych …. i bez żalu do losu już mogę o tym głośno mówić …. już nie boli tak jak bolało, co roku ….
.... czytasz to, co tu piszę …. spokojnych i trzeźwych ….. i żeby nie bolało ……..